MEDIOLAN - EXPO 2015 - PART ONE
W ostatnim tygodniu naszej pracy tj. 8.09.2015 wraz z budzikiem o godzinie szóstej rano obudziła się w nas nadzieja na dobry dzień. Bowiem w ten dzień jechałyśmy do Mediolanu, pierwszy raz pociągiem w całkowicie nowym miejscu, dwie i pół godziny od naszego miejsca pobytu. Słońce wychodziło zza gór, ale dalej chowało się za chmurami, jezioro grało jak zwykle te same melodię - szum fal z samego rana to jak dobry spektakl w teatrze - w sumie ciekawe porównanie, właśnie na to wpadłam. Wyobraźcie sobie trzy zdezorientowane Polki zagubione gdzieś w miejscu, gdzie znajduje się kilka tysięcy ludzi. Miałyśmy nadzieję, że wsiadając do pociągu, zmysł podróżniczy nas nie zmylił....
No i udało się! Pełne mobilizacji oczekiwałyśmy znaków, no bo przecież jedziemy już kilka godzin, kiedy to Expo się zacznie?! Mówili o kilku budynkach, o kilku miejscach z jedzeniem... Już rezgynowałśmy powoli z Expo i miałyśmy plan iść pod Katedrę, która tak kusiła swoim wdziękiem, przecież to jest Mediolan! Jednak niestety musiałyśmy się uzbroić w cierpliwość, bo Katedra nie była w planie dzisiejszej wycieczki. Może następnym razem się uda.
Gdy nagle zza drzew wyłaniają się budynki wielkości normalnego bloku mieszkalnego, palmy, wielkie drzewo życia na samym środku, a plac chyba na kilka kilometrów, wzdłóż całego Expo krążyły autobusy zabierając ludzi na dworce autobusowe i kolejowe. Niesamowity widok.
Chyba nie wspomniałam wcześniej, że planując podróż na Expo Uwaga! Nie miałyśmy biletów! Oczywiście wiedziałyśmy, że to ogromna impreza, wszystkie narody się jednoczą w tym miejscu by podziwiać wdzięki zdrowego jedzenia każdego z państw. No ale Polki jak to Polki zawsze coś wymyślą. Poszłyśmy pod tłum, który zmierzał do bramek, stoimy godzinę, jesteśmy już w miarę blisko i dopiero wtedy się zorientowałyśmy, że halo, przecież nie mamy biletów, a wszyscy inni stoją już z nimi w kolejce. Coś tutaj musi być nie tak! Poszłam z Patrycją zapytać się jakiejś kobiety czy gdzieś w pobliżu można je kupić na miejscu, oczywiście padła odpowiedź, że może ale nie obiecuje. Więc cofnęłyśmy się dobry kilometr wzdłóż dworca kolejowego, bo gdzieś na początku w budce, ktoś prowadzi sprzedaż. Gd dotarłyśmy do budki bardzo miły pan stwierdził, że na pewno jesteśmy z Polski, bo nasza uroda mówi sama za siebie. Po wymianie kilku zdań dostałyśmy bilety, jeden za 30 euro. Wróciłyśmy szybko do Wiktorii, która dalej trzymała kolejkę, a że byłyśmy prawie na początku to możecie wyobrazić sobie wzrok tych ludzi, którzy pewnie będą stali w tej samej kolejce przez parę godzin, którzy patrzyli na nas jak na obiekt morderstwa, a w oczach można było wyczytać " na koniec kolejki, bo jak nie to podejdę!". Modliłyśmy się tylko, żeby ochroniarze nas wpuścili w to miejsce, w którym stałyśmy wcześniej. Dobra nadeszła ta chwila! Bramki, Wykrywacz metalu! Wchodzimy!
Aparat wyciągnięty, pierwsze budowle na horyzoncie. Pierwszy przystanek to oczywiście toaleta, bo jakby mogło być inaczej. Niesamowity porządek w każdym kąciku sprawiał, że czułyśmy się prawie jak w domu. Słońce wyszło zza chmur już na dobre. Palto, które wzięłam nie było mi już do niczego potrzebne, a miałam taką przemyślaną stylizację na zdjęcia!!!
Trafiłyśmy akurat na Dzień Niepodległości Keni?! Nie jestem pewna, ale coś w ten deseń i bardzo duża grupa Kenijczyków wraz z głową państwa i z fotoreporterami wchodziła bocznym wejściem co możecie zobaczyć na zdjęciu poniżej.
Parę zdjęć ogólnego wyglądu, a za chwile zaczną się budynki.
Najpierw weszłyśmy do Czech. Budynek był dwupiętrowy, gdzie znajdowały się różne ciekawostki ( nie tylko jedzeniowe ), a w piwnicy znajdowało się miejsce gdzie rośliny żyły własnym życiem, było pokazane jak reagują na dźwięk człowieka, na ciszę, na hałas ogólny, kamery monitorowały każdy podmuch wiatru, a dźwięk był tak przekształcony dla ludzkiego ucha, byśmy słyszeli dokładnie co w trawie piszczy...
Teraz przenosimy się do egzotycznego ogrodu! Kaktusy tu i tam, kaktusy wszędzie! To był mój raj!
Nie wchodziłyśmy do wszystkich budynków, bo nawet jeśli byśmy chciały to nie starczyłoby nam czasu chociaż miałyśmy jeden pełny dzień. W Mediolanie byłyśmy dopiero około 11...
Wszędzie były promowane warzywa i owoce, ogólnie zdrowa żywność. W następnym poście zobaczycie nawet paradę!!
Na tym zakończę część pierwszą! Stay Tunned.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz