refleksje na temat planów na 2015
Szczerze powiedziawszy to nie wiem dlaczego, ale zawsze gdy idę spać moja głowa, aż huczy od pomysłów. I z tego też tytułu właśnie o godzinie 1 w nocy ten post powstaje.
Nie mam w zwyczaju honorować minionego roku zdjęciami, dlatego powiem Wam tylko, że był przepełniony pozytywnymi emocjami, oczywiście, zdarzały się wzloty i upadki, tysiące przepłakanych nocy, zdarzyły się nawet łzy szczęścia, nie zabrakło tysiąca rozczarowań ani miliona przepracowanych godzin, by w końcu się jakoś usamodzielnić. I z pełną świadomością stwierdzam, że ten rok był moim najlepszym rokiem od niepamiętnych czasów. Gdzieś tam pomiędzy bólem,a radością znajduje się tęsknota, która jak choroba na R, nie potrafi znaleźć swojego ujścia i żyję w tej tęsknocie już dobre kilka miesięcy, co zrobisz? Nic nie zrobisz. Nie skreślam 2015, ponieważ ten rok będzie owocował w intensywniejsze momenty, na pewno trudniejsze decyzje. Wiadomo nie od dziś, że z nowym rokiem brniemy przez kolejne problemy, kolejne lata, różne dziwne sytuacje, dzięki którym stoimy w tym miejscu, w którym się obecnie znajdujemy, czasem nie patrząc na konsekwencje, bo jesteśmy ludźmi, my je po prostu popełniamy i nie ma na to złotego środka.
I może w tym poście nic mądrego nie napiszę, to jednak muszę wspomnieć o tym, że od pewnego czasu mam tak jakby blokadę. Chcę coś do Was napisać, ale nie potrafię dobrać odpowiednich słów i tak już od kilku tygodni kumuluję w sobie miliard uczuć, które z każdą chwilą mogą wybuchnąć jak wulkan, dlatego się kontroluję i czekam na TEN moment, kiedy ze mnie wszystko ujdzie i będę czuła się jak nowo narodzona z nowymi pomysłami. Na tą chwilę moim jedynym marzeniem jest skończyć tą cholerną szkołę, która doprowadza mnie wprost do szewskiej pasji, kiedy muszę rano wstawać o wczesnych porach, kiedy wchodzę do autobusu i widzę na twarzach ludzi mnie otaczających istny smutek, jakbym co najmniej pozabijała ich koty siekierą z POSTAL'a 2, później muszę przez około siedem godzin oglądać osoby, które tak naprawdę nic do mojego życia nie wnoszą, najchętniej schowałabym się przed całym światem pod ulubioną kołdrą w fioletowo - białe kwiatki, oczywiście z dobrą książką ( no dobra, książkami, bo nie wiem ile ten bunkier potrwa, a jedną książkę połykam w trybie ekspresowym example: the fault in our stars - przeczytana w niecały dzień + film of kors, dlatego też pomimo iż na początku nie podchodziła mi ta książka i ekranizacja, tym razem było inaczej o 180 stopni, płakałam jak głupia, ale tylko dlatego, że w tym filmie/książce były pokazane momenty z mojego życia, które się posypały wraz ze wszystkimi emocjami, które temu towarzyszyły - boli mnie to do teraz ). Ale niestety tak to nie działa. Problemy trzeba zwalczać, a nie zamiatać pod dywan. I może tutaj leży pies pogrzebany? Każdy ma problemy, sztuką jest umiejętnie je rozbijać na czynniki pierwsze i niszczyć jeden po drugim, tak, by żaden ślad nie został. No i właśnie mam taki jeden problem, a w zasadzie nie mogę nazwać tego problemem, człowiek to nie problem, ale zachowanie, które wynika z braku szczerej rozmowy mnie przygnębia i sprawia, że mój mózg kręci się na najwyższych obrotach i nie wiem sama co mam myśleć, bo stoję tak naprawdę pomiędzy młotem a kowadłem i cokolwiek bym wybrała - zranię siebie, a to najgorsze co mogłabym zrobić.
I może w tym poście nic mądrego nie napiszę, to jednak muszę wspomnieć o tym, że od pewnego czasu mam tak jakby blokadę. Chcę coś do Was napisać, ale nie potrafię dobrać odpowiednich słów i tak już od kilku tygodni kumuluję w sobie miliard uczuć, które z każdą chwilą mogą wybuchnąć jak wulkan, dlatego się kontroluję i czekam na TEN moment, kiedy ze mnie wszystko ujdzie i będę czuła się jak nowo narodzona z nowymi pomysłami. Na tą chwilę moim jedynym marzeniem jest skończyć tą cholerną szkołę, która doprowadza mnie wprost do szewskiej pasji, kiedy muszę rano wstawać o wczesnych porach, kiedy wchodzę do autobusu i widzę na twarzach ludzi mnie otaczających istny smutek, jakbym co najmniej pozabijała ich koty siekierą z POSTAL'a 2, później muszę przez około siedem godzin oglądać osoby, które tak naprawdę nic do mojego życia nie wnoszą, najchętniej schowałabym się przed całym światem pod ulubioną kołdrą w fioletowo - białe kwiatki, oczywiście z dobrą książką ( no dobra, książkami, bo nie wiem ile ten bunkier potrwa, a jedną książkę połykam w trybie ekspresowym example: the fault in our stars - przeczytana w niecały dzień + film of kors, dlatego też pomimo iż na początku nie podchodziła mi ta książka i ekranizacja, tym razem było inaczej o 180 stopni, płakałam jak głupia, ale tylko dlatego, że w tym filmie/książce były pokazane momenty z mojego życia, które się posypały wraz ze wszystkimi emocjami, które temu towarzyszyły - boli mnie to do teraz ). Ale niestety tak to nie działa. Problemy trzeba zwalczać, a nie zamiatać pod dywan. I może tutaj leży pies pogrzebany? Każdy ma problemy, sztuką jest umiejętnie je rozbijać na czynniki pierwsze i niszczyć jeden po drugim, tak, by żaden ślad nie został. No i właśnie mam taki jeden problem, a w zasadzie nie mogę nazwać tego problemem, człowiek to nie problem, ale zachowanie, które wynika z braku szczerej rozmowy mnie przygnębia i sprawia, że mój mózg kręci się na najwyższych obrotach i nie wiem sama co mam myśleć, bo stoję tak naprawdę pomiędzy młotem a kowadłem i cokolwiek bym wybrała - zranię siebie, a to najgorsze co mogłabym zrobić.
I może w tym poście jest za dużo " i ", może za bardzo dzielę się z wami moim życiem prywatnym to i tak cieszę się, że jest miejsce gdzie część moich emocji, uczuć może odlecieć. Dziękuję, że jesteście ze mną, dziękuję, że mogę być z wami, bo to tylko Wy trzymacie mnie w nałogowym pisaniu moich wprost literackich postów niczym William Shakespeare i jeżeli pozwolicie to przytoczę jego cytat a mianowicie:
To pewnie wina księżyca; zanadto
Przybliżył się do ziemi, a to wpędza
Ludzi w szaleństwo.
A może i dodam kilka zdjęć z minionego roku, kobieta zmienną jest.. nie są to wszystkie zdjęcia, które chciałam dodać, ale niech będą.
ps. mam dość tego mojego laptopa, dzikus jeden.
No i oczywiście czymże byłby post bez stopki na końcu? Zapraszam Was na moje inne portale społecznościowe/aplikacje etc. Przesyłam buziaki z zimnego śląska, na którym jeszcze przez półtora roku moja prawa noga będzie codziennie rano pierwsza dotykać pięknych paneli.
snapchat : samcix - można dodawać
Może warto przestać kontrolować te emocje i zacząć je spuszczać powoli, ale sukcesywnie? :)
OdpowiedzUsuńto dobry trop, trudniej urzeczywistnić.
UsuńPomieszane emocje zdarzają się każdemu i myślę, że to normalne. A szkoła to miejsce, które niestety często komplikuje życie zamiast w nim pomagać.
OdpowiedzUsuńZapraszam do siebie i cennych uwag, bo dopiero zaczynam http://narwany.blogspot.com/.
Pozdrawiam